czwartek, 27 października 2011

Link do strony z ofertami pracy

Na prośbę znajomego, umieszczam link do strony z ofertami pracy z różnych krajów- może komuś się przyda: jooble.com.pl

Trochę zaległości - Londyn

Koło dwóch tygodni temu polecieliśmy dla odmiany do Londynu. Tym razem celem głównym było zrobienie kursu IRATA. Właściwie zależało na tym przede wszystkim Bobowi, a ja koniec końców dołączyłam do niego i w efekcie również będę miała swoją książeczkę iratową :-)

Kurs był bardzo profesjonalnie poprowadzony i bardzo fajny - świetnie się bawiliśmy, dużo śmialiśmy i poznaliśmy bardzo sympatycznych ludzi. Towarzystwo było mocno międzynarodowe, bo oprócz prowadzącego Martina i szkolącego się Toma, wszyscy  byli nie Anglikami (nie jestem pewna, czy tak się to pisze...).  I tak: trzech Węgrów, Australijczyk, Czech i dwoje Polaków :-)

Poniżej trochę kiepskiej jakości zdjęcie całej naszej grupki podczas ucztowania szczęśliwie zdanego przez wszystkich egzaminu
Od lewej: ja, Bob, Tomas, Szymon, Martin, Josh, Robert, Zoli (vel Voltan), Tom (vel Flower :-))

I jeszcze parę zdjęć z samego egzaminu




Poza codziennym podchodzeniem i zjeżdżaniem na linie, chciałam też zobaczyć trochę Londynu, bo była to moja pierwsza wizyta w Anglii w ogóle. I troszkę zobaczyłam, ale stanowczo za mało... Zajęcia kursowe okazały się wbrew pozorom dosyć męczące, więc nie mieliśmy przesadnie dużo energii na wieczorne spacerowanie. Trzeba będzie wizytę powtórzyć :-)

Dla mnie to naprawdę ciekawe doświadczenie zobaczyć różne rzeczy, o których czytało się ze dwadzieścia lat temu w książkach do nauki angielskiego - te piętrowe autobusy, Big Bena i domki jak na filmach :-)  I na koniec widok na miasto nocą z London Eye (na tę atrakcję w książkach do angielskiego już się nie załapałam :-).) Osobiście byłam zachwycona, chociaż po przemieszkaniu chwili na wymarłej szwajcarskiej wsi, trochę wielki, głośny i chaotyczny (ale to może akurat przez nieumiejętność dostosowania się do ruchu lewostronnego) ten Londyn mi się wydał i mieszkać tam raczej bym nie umiała.

Wielkie podziękowania dla Michała i Agnieszki oraz Andrei za gościnę i wspólne spacery!
Dzięki Piotrek za opiekę nad samochodem! :-)

I bardzo niereprezentatywny wybór zdjęć














poniedziałek, 3 października 2011

Gueberschwihr

Tym razem (po tym jak w poprzedni weekend znowu byliśmy na Furce :-)), udaliśmy się na skałkowe wspinanie do Alzacji. Konkretnie do Gueberschwihr na czerwone piaskowce.
Początkowo ku naszemu przerażeniu okazało się, że w sobotę jest akurat wyścig samochodowy na drodze dojazdowej do skał. Na szczęście nie zdążył się jeszcze rozpocząć i udało nam się na piechotę podejść asfaltem te brakujące prawie dwa kilometry. A w międzyczasie - bardzo fajny widok. Tłumy kibiców szukały sobie miejsca między winoroślami i rozpoczynały piknik, którego głównym elementem było wino :-)


Na miejscu uznaliśmy, że zamknięta z powodu wyścigu droga miała swoje plusy (bo minusem był ciągły warkot silników...). W ładne weekendy jest w tych skałach mnóstwo ludzi. Przychodzą całe rodziny z dziećmi i najpopularniejsze (czyli najwygodniejsze do zrobienia pikniku oraz takie, gdzie są najłatwiejsze drogi) miejsce nie wygląda za ciekawie... Na szczęście miejsca i dróg jest tam więcej. Zdjęcia z niedzieli.
















A co do samych skał - jest to czerwony piaskowiec. Wszystkie drogi są bardzo komfortowo obite, można wspinać się z magnezją. Jeśli chodzi o przedział trudności - coś dla wszystkich. Od dróg za 4c po najtrudniejszą za 8b+/c. Są drogi krótkie, ale i takie mające ciut ponad 25 metrów długości. Są dziurki i ryski. Naprawdę bardzo urozmaicone wspinanie po około stu drogach. Do tego dochodzą poukrywane w lesie buldery, podobno bardzo fajne. Widzieliśmy sporo wynurzających się spośród drzew crashpadowców, więc przewodnik chyba nie kłamie.
Oprócz tego o tej porze roku można nazbierać sobie jadalnych kasztanów, których jest tam pełno. Jedyną ich wadą jest to, że bez wytchnienia spadają z drzew, więc należy liczyć się z tym, że którymś się oberwie :-) Gorzej jak spada z łupinką...:-)

Poniżej parę zdjęć telefonem ze skał. Wspinające się osoby to jacyś obcy ludzie, bo sobie zdjęć nie robiliśmy.


Ściana z najtrudniejszymi drogami
5b




6a
Rano tłumów nie ma -
 pod najpopularniejszym sektorem
6b







Po niedzielnym wspinaniu poszliśmy jeszcze na spacer po Gueberschwihr. Jest to nieduże śliczne miasteczko, w którym prawie wszędzie pachnie winem. Nie mogliśmy się temu zapachowi oprzeć i po małej degustacji kupiliśmy sobie dwie butelki z silnym postanowieniem pojawienia się tam znowu i zakupu większej ilości :-)