poniedziałek, 26 marca 2012

Rozczarowania

Tak to jest, kiedy człowiek nie zgłębi kraju, do którego wyjeżdża. Szwajcaria zawsze kojarzyła mi się z górami i długą śnieżną zimą. Bardzo cieszyłam się, że wreszcie moje kupione w zeszłym roku biegówki będą w codziennym użyciu przez parę miesięcy. Nasz szwajcarski współlokator na pytanie, jak wyglądają zimy w naszej okolicy mówił, że miewa problemy z podjechaniem pod dom, tzn. czasem nie udaje mu się do niego  dojechać (mieszkamy na wsi na takim wzgórzu, a droga do nas prowadząca nie jest solona). Nie mogłam się więc doczekać.
Po naszym wyjeżdzie do Czech i Polski na Święta dostaliśmy wiadomość, że zrobiło się biało i pięknie.

Niestety po powrocie na początku stycznia zastaliśmy szarzyznę i deszcz "padający w lewo", jak zaobserwował nasz przeuroczy gość Wojtas, którego przywieźliśmy do kraju gór. I właściwie krajobraz nie zmienił się zbytnio przez cały styczeń. Wpędziło mnie to w takie przygnębienie, że dopiero teraz otrząsnęłam się z niego na tyle, żeby być w stanie pisać te słowa :-) Kiedy na początku lutego spadło trochę śniegu, wyciągnęłam moje biedne przykurzone biegówki i wyruszyłam przed dom. Nie zaszłam za daleko - niestety śniegu było stanowczo za mało. Operację powtórzyłam za dwa dni, kiedy wydawało się, że może być lepiej. Tym razem byłam zawzięta, więc po około godzinie noszenia nart na plecach oraz przyprawieniu im wielu bojowych rys :-(  w czasie, kiedy próbowałam się na nich poruszać, trafiłam na jakąś łąkę z nawianym śniegiem. Po wykonaniu na niej kilkunastunastu okrążeń zaniosłam narty na plecach do domu... Niestety nie było im dane zobaczyć więcej zimy. (Z różnych względów, o których nie będę na razie pisać, nie za bardzo mogłam zafundować biegówkom podróż w bardziej dla nich sprzyjające miejsce. Bo oczywiście w górach zima w tym czasie była).

Po tych nieudanych przygodach nastąpił czas "wielkich" mrozów. I wtedy już byłam pewna, że moje wyobrażenia o prawdziwej szwajcarskiej zimie (nie tej w górach, ale w mieście), były tylko moim wymysłem. Mimo że temperatury w mieście nie były tak niskie jak w Polsce w tym czasie, zaczęło się wilekie narzekanie. U Boba w pracy wszyscy wyczekiwali już wiosny, na jakimś blogu o Szwajcarii wyczytałam, że to już prawie klęska - nawet fontanny nie działają (!!??), itd... A ja nawet ani razu nie założyłam getrów pod spodnie...
Wtedy przypomniały mi się nasze zeszłoroczne rozmowy skypowe z Bobem - kiedy on chodził u siebie (czyli w Szwajcarii) w krótkich spodenkach, ja w Warszawie ciągle nosiłam nie za grubą, ale zawsze  kurtkę...

Do tego wszystkiego doszły jeszcze tegoroczne kiepskie warunki lodowe w Kanderstegu.
No naprawdę rozczarowanie. Właściwie nawet ucieszyłam się, że zaczęła się wiosna, bo oszukana zima powodowała tylko narastanie złości.
Oczywiście ani razu nie mieliśmy większych problemów, żeby dojechać samochodem do domu.



środa, 14 marca 2012

Co zwiedzić

Oboje z Bobem nie jesteśmy specjalnymi fanami muzeów, więc uważnie wybieramy te, do których pójdziemy. I jak na razie tutejsze dwa, które odwiedziliśmy były strzałem w dziesiątkę. Celem tego wpisu miało być ich zarekomendowanie. Niestety, odwiedzając przed chwilą stronę internetową miejsca naszych ostatnich odwiedzin, dowiedziałam się, że Muzeum Zabawek w Davos 14tego kwietnia tego roku przestanie istnieć. Zrobiło mi się strasznie przykro, bo muzeum jest naprawdę cudowne. A i powód jest przykry - decyzja o zamknięciu związana jest z ciężką chorobą Angeli Prader, do której należą wszystkie wystawiane tam zabawki. 
Gdyby więc ktoś miał okazję być w tamtych okolicach do 13tego kwietnia, bardzo zachęcam do odwiedzin.
Nam udało się tam zajrzeć "dzięki" lekko uszkodzonemu w sobotę kolanu Boba. 

Zdjęcie pochodzi ze strony  http://www.spielzeugmuseum-davos.ch/00_frameset_de.html.    
Najstarsza z zabawek pochodzi jeszcze z 17tego wieku. Są  tam przepięknie wyrzeźbione z kości słoniowej miniaturkowe mebelki autorstwa więźniów wojennych z czasów Napoleona. Można obejrzeć moje marzenie dzieciństwa - miniaturkowe domki dla lalek, mini sklepy i apteki. Wśród nich jest też sanatorium z "Czarodziejskiej Góry" Tomasza Manna (przyznam, że nie czytałam, więc dla mnie podobnych - sanatorium z książki faktycznie znajdowało się w Davos). Są lalki z prawdziwymi włosami, pierwsze lalki Barbie oraz prototypy tychże (dosyć brzydkie :-)).
Dalej - marzenie dzieciństwa Boba, czyli pociągi (w pokaźnej ilości). A na ostatnim piętrze - metalowe zabawki ruchome.
Parę z tych zabawek można obejrzeć na stronie internetowej muzeum http://www.spielzeugmuseum-davos.ch/00_frameset_de.html









Innym muzeum, które warto odwiedzić, jeśli trafi się w szeroko pojęte okolice Berna (promień 70km :-)) jest Maison Cailler, czyli dom czekoladek firmy Cailler w Broc-Gruyere (to to Gruyere znane z serów). Skusiła nas oczywiście nazwa oraz obiecana degustacja czekoladek na koniec. Cały pokaz (bo po muzeum chodzi się razem z grupą) przygotowany jest z myślą o dzieciach, ale i my byliśmy zachwyceni :-). Jest historia czekolady  opowiedziana w wersji 4D (czwarty D powoduje, że cieknie ślinka :-)), worki z ziarnami kakao, które można sobie popodgryzać :-), mała taśma  produkująca czekoladki, a na koniec nieograniczona degustacja czekoladek Cailler! Dla chętnych jest też sala kinowa z krótkimi głównie starymi filmami o czekoladzie. No i oczywiście możliwość zakupienia w sklepie tych, które były wyjątkowo smaczne. Dla zainteresowanych informacje na stronie http://www.cailler.ch/en/Chocolaterie/Information.aspx  (wstęp dla dzieci do 16tu lat jest bezpłatny! :-)).






Po degustacji warto przejść się po okolicy fabryki czekoladek - miasteczko Gruyere i pobliskie jezioro są przepiękne. W Gruyere czeka jeszcze na nas muzeum Gigera, na razie odwiedziliśmy jego bar - polecam!
Na zdjęciu po lewej widoczne jest wnętrze baru wraz ze statywem do mikrofonu zaprojektowanym przez Gigera dla Korn. 















I do tego dla odwiedzających Berno mogę jeszcze polecić dwudziestominutowy "Bern show" serwowany za trzy franki w centrum informacji turystycznej przy parku z niedźwiedziami. Jest to krótka, ale bardzo ciekawie ozdobiona efektami historia Berna.