poniedziałek, 22 lipca 2013

Niedermann-Anderrüthi, Salbit

Dalej eksplorujemy Alpy Urneńskie (czyli Alpy w kantonie Uri). Tym razem wybór padł na Salbit. Przy okazji, Szwajcarzy z kantonu Sankt Gallen wymawiają nazwę rejonu z akcentem na ostatnią sylabę. Jak wymawiają Szwajcarzy z Uri nie wiem, ale na wszelki wypadek też akcentuję na "bit". Przy okazji Bergell również akcentują na "gell", a kiedy w rozmowie powiedziałam Bergell po polsku, nie zrozumieli.

Salbit to oczywiście granit, jak wszystko w tamtej cześci Alp. Punkt startowy to dolina Göscheneralptal, która jest bardziej dzika niż nieodległa oserpentyniona Furkapass. Tutaj samochód parkuje się na wysokości 1195 m n.p.m., a dalej na piechotę. W całej dolinie nie można rozbijać dziko namiotów ani kamperować. Gdzieś wyczytałam, że samochody na parkingu CZĘSTO zostają uszkodzone przez zwierzęta (niedaleko pasły się krowy), więc na wszelki wypadek wcisnęliśmy się między inne samochody. Pierwsza część podejścia to dobrze przygotowany szlak do Salbithütte. Zgodnie ze znakami na podejście 910 metrów wysokości trzeba przeznaczyć 2,5 godziny. Nam, o dziwo, zajęło to tylko 2 (Bobkowi nawet mniej). Ponieważ poruszam się całkiem żółwim tempem, było to dla mnie naprawdę zaskoczeniem (chyba pierwszy raz w historii moich szwajcarskich podejść aż tak wyprzedziłam znaki! :-)). W chacie polecam ciastko z jabłkami!

Salamander Alexander

Potem, w zależności od tego, gdzie chce się wspinać, trzeba doliczyć kolejne około godziny.

widok z naszego biwaczku

I tak, drogą weekendu został Niedermann-Anderrüthi na Zwillingsturm. Wybór padł na nią, ponieważ Niedermann znany jest z estetycznych dróg w dobrej jakości skale. Ta konkretna droga powstała w 1956 roku i została ochrzczona klasykiem rejonu.

Zwillingsturm


Chwilę zajęło nam ustalenie, gdzie droga się rozpoczyna - w górach jest jeszcze ciągle sporo śniegu, przez to może ciężej namierzyć starty. I tu ciekawa historia - w lewej części ściany zobaczyliśmy dwoje Włochów (właściwie Szwajcarów z włoskiej części), których poznaliśmy dzień wcześniej. Aby ułatwić sobie lokalizację naszej drogi, zapytaliśmy, po czym się wspinają. I okazało się, że ich zdaniem (dokładniej zdaniem faceta) właśnie po Niedermannie. Nijak nie pasowała tam ta część ściany do schematu, o czym postanowiliśmy ich powiadomić. Ale wspomniany facet odpowiedział, że na 99, 9 % jest to Niedermann. Poszliśmy więc jakieś 70 metrów dalej i zobaczyliśmy kolejny zespół w czymś, co bardziej pasowało nam do schematu, więc również zapytaliśmy, po czym się wspinają. Ci odpowiedzieli, że "hopefully" po Niedrmannie :-) Poanalizowaliśmy, wysłuchaliśmy argumentów za :-) i uznaliśmy, że to właśnie ta droga. Pomyśleliśmy, że miło będzie powiadomić tych pierwszych, że jednak wspinają się nie po tym, po czym zamierzali, ale siwy dziad (czyli wspominany wyżej facet) prychnął i powiedział, że trzeba lepiej patrzeć w schemat. W obliczu tej reakcji nawet się ucieszyliśmy, że pomylili drogi, bo to zawsze jeden zespół mniej przed nami. Aby dokończyć historię siwego dziada, napiszę że po walce na pierwszych trzech/czterech wyciągach przetrawersowali do naszej drogi znajdując się jakieś 150 metrów pod nami :-) Nie znamy włoskiego, ale jasne było, że nieźle się kłócą. Kiedy zjeżdżając spotkaliśmy panią z tego zespołu, roztrzęsiona paląc papierosa zarzekała się, że już nigdy nie bedzie wspinać się z tym "cazzo".

Tyle dygresji o początku drogi. Niedermann-Anderüthi ma 500 metrów i jest odrobinę niejednolity. Początek, poza pierwszym i trzecim wyciągiem, jest całkiem zarośnięty. Drugi wyciąg to zarośnięty komin, który da się obejść wariantem za 6b. Wyciągi czwarty i piąty właściwie prowadzą przez coś a la zarośnięta rampa, na której jest sporo luźnych kamieni. Ale dalsza część (po opuszczeniu rampy) wynagradza wszelkie cierpienia i prowadzi przez fantastyczną skałę. Naprawdę widać talent Niedermanna do wynajdowania bajkowego wspinania. Królują głównie ciągi dülferów. Polecamy gorąco!

początek drogi

jeden z genialnych wyciągów

przepiękne wspinanie, chociaż zdjęcie tego nie oddaje

odpoczynek

tam zmierzamy!


Bobek na szczycie



Przy rozpoczęciu zjazdów zaczęły się rozlegać pomruki burzy, która łaskawie nie zbliżyła się do nas. 

pogoda się nieco popsuła


Za to wracając do domu przez Sustenpass, mogliśmy oglądać jej skutki. W wielu miejscach przez drogę przelewały się potoki wody i leżały kamienie sporej wielkości, które spadły w czasie zlewy. Naprawdę przerażające. Moja dobra rada - nigdy nie należy jechać przez tutejsze przełęcze w czasie burzy. Nie mają one żadnych siatek zabezpieczających przed spadaniem kamieni na drogę.

W kwestii wyceny, wielkiego minusa dostaje ode mnie przewodnik autorstwa Matteo Della Bordella "Klettern in der Schweiz", który skądinąd jest fajnie zrobiony. Dysponując właśnie nim, przygotowaliśmy się, że Niedermann ma dwa wyciągi za 5a, opócz tego sporo 4c i resztę  łatwiejszą. W związku z czym mój mąż szanowny wpadł nawet na pomysł wspinania się w trekach. Szczęśliwie pomysł ten mu wybiłam z głowy nawołując do zachowania pokory :-) Za nic w świecie wyciągi 4c nie pasowały mi na 4c. A 5a nie było zbyt łatwe. Ja uznałam, że to może dlatego, że jednak dulfer jest dla mnie techniką całkiem siłową, podczas gdy dla męskiej części moich znajomych zazwyczaj nie. Ale wracając przez Salbithütte, postanowiliśmy nabyć kompletny przewodnik po Salbicie, który tam oferują. I okazało się, że jednak droga Niedermanna oceniana jest tam sporo wyżej - jako 5c+ (odpowiednio podnosząc rangę poszczególnym wyciągom). Poszukałam też po fakcie trochę informacji w internecie i wszędzie droga mieści się w "górnej piątce".

Dodatkowo na drodze przydaje się umiejętność odróżniania dudniących płyt, których można użyć od dudniących, których użyć nie można. Omijanie wszystkiego, co dudni, podwyższa znacząco wycenę :-). Mimo to droga nie jest krucha. Poza niemiłymi odgłosami większość siedzi na miejscu od lat - chyba trochę taki urok rejonu.

Swoją drogą, gdyby ktoś wybrał się do Salbit i miał ochotę tam powrócić oraz wydać trochę (niestety niemało) franków na kompletny przewodnik po tym rejonie, to gorąco zachęcam do kupienia tego w chacie. Jest to pierwszy tutejszy przewodnik w moich rękach, który jest w widoczny sposób zrobiony z sercem. Głównym autorem jest chatar Salbithütte, który prawdopodobnie przewspinał wszystko, co jest tam opisane. Schematy są duużo dokładniejsze niż u wspomnianego wyżej Matteo. I w ogóle chatę prowadzi bardzo fajna rodzina. Mają tam nawet ogródek! (na wysokości 2105 m n.p.m).

Na koniec, jeszcze jedna droga Niedermann-Anderrüthi do polecenia. Nie mieliśmy wtedy ze sobą aparatu, więc nie mogę wstawić żadnych zdjęć. Za to podaję linki z opisem drogi na Gross Bielenhorn na Furce: http://stat.ethz.ch/~dettling/bielenhorn.htmlhttp://www.summitpost.org/niedermann-anderr-thi/654799.  Droga jest trudniejsza - 6a+ i ma koło 300 metrów. PRZEPIĘKNA! Polecam przynajmniej obejrzenie zdjęć z podanych linków.

3 komentarze: