Długo nic nie pisałam z kilku bądź nawet kilkunastu przyczyn, ale nie wymienię żadnej, bo obawiam się, że wszystkie będą dosyć błahe i mało wiarygodne.
Przez ten czas sporo się wydarzyło. Dobrych, bardzo dobrych, takich sobie, ... rzeczy.
fot: Pavol Konarik. I Tobie wielkie dzieki! |
Po pierwsze i najweselsze - wzięliśmy ślub!!!
Do tego, był to najwspanialszy ślub, na jakim oboje byliśmy ;-) Wszystko było cudowne i mam nadzieję, że niezapomniane. Tutaj podziękowania dla rodziców, Madzi i wszystkich, którzy pomogli nam w organizacji całego "przedsięwzięcia". Dla Łukasza i Romka za bezinteresowne i piękne granie. Dla wszystkich, którzy przyjechali, weszli pod górkę i byli z nami. Dla wszystkich, którzy nie mogli przyjechać i w tym czasie ciepło o nas myśleli.
Przed samym ślubem było za to całkiem sporo stresu poczynając od samego zorganizowania potrzebnych papierów (nie jest najprościej wychodzić za obcokrajowca, który w dodatku mieszka poza swoją ojczyzną. Za to teraz służę radą, gdyby ktoś był w podobnej sytuacji :-)) na zupełnie przedślubnych niespodziewanych wydarzeniach kończąc. Zrozumiałam więc, o co chodziło w tych wszystkich pytaniach typu "I jak, stresujesz się już?".
W każdym razie szczęśliwie znalazły się i obrączki, i nie musieliśmy na dwa dni przed informować gości o zmianie godziny całej ceremonii.
W "nagrodę" dostaliśmy piękne kazanie ojca Norberta i w ogóle wszystko piękne, żeby się nie powtarzać.
Poza ślubem wspinaliśmy się też w tym czasie trochę. Chociaż nie za dużo, bo w związku z kwestiami organizacyjnymi ja większość wakacji spędziłam w Polsce. Ale tutaj zadziałało chyba powiedzenie (zmieniłam je na swoje potrzeby), że kto nie ma szczęścia we wspinaniu, ten ma szczęście w miłości :-)
Generalnie prawie każdy nasz wyjazd był lekcją pokory. Nauczyliśmy się, że niekoniecznie należy wiązać się liną z kimś, kogo się nie zna. Że to, że ktoś wspina się przed nami w drodze (a nawet bardzo dużo ktosiów) zupełnie nie powinno nam przeszkadzać, bo jesteśmy chyba najwolniejszym zespołem w całej Szwajcarii :-)
Jestem zmuszona również przenieść w swoim kapowniczku Wacława na Mnichu do kategorii "drogi czwórkowe", bo tutaj naprawdę nie dostałby więcej. Biorąc dodatkowo pod uwagę jego obicie, nie wiem, czy w ogóle nie powinnam go wykreślić ze swoich osiągnięć. I jeszcze trochę by się tego znalazło.
Na razie jednak się powstrzymam.
Za to na jednej z naszych lekcji pokory na Wendenstock spotkaliśmy samego Michala Pitelkę!! I w dodatku na pocieszenie po tym, jak zaklinowała nam się lina na zjeździe i Bobek musiał prusikować do góry 60 metrów, dostaliśmy od niego czeskie Horalki :-)
Do tego dowiedziałam się, że myszy przepadają za selerem. Zjadły ponad połowę naszych ogródkowych warzywek tego gatunku!
Do tego dowiedziałam się, że myszy przepadają za selerem. Zjadły ponad połowę naszych ogródkowych warzywek tego gatunku!
Na razie takie wszystko i nic jako zapowiedź ciągu dalszego!