środa, 24 sierpnia 2011

No comment...

Od jakiegoś czasu Berno obwieszone jest takimi plakatami:
Autor - szwajcarska partia SVP będąca najsilniejszą partią w izbie niższej parlamentu...
Jak dla mnie skojarzenia są jednoznaczne...Ktoś tu ma nie po kolei w głowie...

Poniżej plakaty sprzed zdaje się trzech i dwóch lat.. Widać tendencję.


wtorek, 23 sierpnia 2011

Furka once again

W poprzedni weekend znowu postanowiliśmy udać się na Furkę. Bob wziął wolne w piątek, więc udał się nawet weekend przedłużony. Tym razem wyszło nam nieco mniej wspinania, a trochę więcej chodzenia i przygód. Tak czy inaczej wyjazd był udany.


Postanowiliśmy rozłożyć nasz obóz trochę wyżej niż na parkingu. Już poprzednio znaleźliśmy bardzo wygodne miejsce na namiot ze stolikiem i siedzonkami. Wtachaliśmy więc w piątek rano rzeczy, Bob bardzo dzielnie wtachał 15kg picia (obok płynie co prawda rzeka lodowcowa, ale bardzo dużo w niej piachu i Bob uznał, że taki dodatkowy ciężar nie jest dla niego problemem :-)).
Siedzonka i stolik zasłonięte są na zdjęciu przez namiot...











Bob pod drogą








Jeszcze tego samego dnia wybraliśmy się na wspinanie - naszym celem miała być nietrudna 300-metrowa droga. Podejście zajęło nam całkiem sporo czasu i kiedy znaleźliśmy się pod ścianą, zaczęło grzmieć. Postanowiliśmy więc poczekać i zobaczyć jak się rozwinie sytuacja. Ostatecznie zdecydowaliśmy spróbować.

 Niestety po oszpejeniu się telefon Boba wylądował w szczelinie między lodowcem a ścianą... A ponieważ było go widać, a do tego zawierał cenne kontakty i jak na mój gust sam w sobie jest cenny :-), zorganizowaliśmy akcję wydobywania... Plan był taki, żeby zjechać do szczeliny. W tym celu trzeba było ją ciut poszerzyć, co najpierw wykonywaliśmy jebadełkiem :-) a po chwili bardziej skutecznie kamieniem. Cała akcja była bardzo wyczerpująca i trwała półtorej godziny. Właściwie w akcji brał udział głównie Bob, ja wykonywałam tylko czynności poboczne. Naprawdę chciałam, ale nie pozwolono mi... W każdym razie wszystko skończyło się dobrze. Natomiast czas przeczekiwania potencjalnej burzy plus walka ze szczeliną spowodowały, że postanowiliśmy drogę odpuścić...


Drugiego dnia myśleliśmy o wspięciu się bardzo łatwym granio-filarkiem na Bielehorn. Plany uległy jednak zmianie, kiedy zobaczyliśmy go z bliska - początek nie wyglądał zbyt zachęcająco (a przynajmniej odbiegał od wyobrażeń o pięknym wspinaniu estetyczną granią..) 



W związku z tym postanowiliśmy wspiąć się na szczyt marzeń Boba. Nie wiem, czy kojarzycie reklamę Mammuta, na której grupa przewodników testuje buty (zdjęcie po lewej). Otóż podczas poprzedniego pobytu na Furce odkryliśmy, że szczyt, na którym stoją to mały Kamel. 
Na zdjęciu po prawej - środkowy szczyt. 



















Nie mielismy w naszym starym przewodniku topo Kamela, ale dziewczyna prowadząca schronisko (i robiąca przepyszną szarlotkę!), obok którego przechodziliśmy, pokazała nam jedną z dróg. Niedługa, bo czterowyciągowa, ale naprawdę śliczna.










I zdjęcie na szczycie oraz pod szczytem :-) Niestety szczytowe z innej strony niż to mamutowe, wiec tak efektownie nie wygląda. Po fakcie okazało się, że tego dnia znajomi latali helikopterem, więc wystarczyło zadzwonić i mielibyśmy super pro fotkę... ;-)





















Trzeciego dnia z kolei wybraliśmy się na płyty Gross Furkahorn. Po dwóch wyciągach uznaliśmy, że droga nam się nie podoba. A może po prostu za ciency w uszach jesteśmy, ale dwa wyciągi po slabach za 5a nie były dla nas banalne.. Oboje się na nich nieźle ślizgaliśmy, co było w sumie dosyć dziwne, bo jakieś 50 metrów na prawo prowadzi droga Kristal, na której byliśmy ostatnio i na której tarcie było wzorowe. Ponieważ do tego upał był niemiłosierny, zjechaliśmy, aby zająć się bulderowaniem :-)






piątek, 12 sierpnia 2011

Rowerem do Murten

Teraz dla odmiany wycieczka rowerowa. Ponieważ wczoraj była piękna pogoda, postanowiłam pojechać nad jezioro. Wybór padł na Murtensee. Trasa do Murten jest stosunkowo płaska, niestety momentami całkiem ruchliwa. Mimo to jeżdżenie po tutejszych drogach rowerem jest mało stresujące. Bardzo często (najczęściej w miejscowościach, ale nie tylko) są poprowadzone specjalne pasy dla rowerów. Kierowcy samochodów traktują rower jak równorzędny pojazd. Jak wyprzedzają, to z zachowaniem sensownej odległości. Wczoraj na przykład w pewnym momencie na mój pas (tzn ten rowerowy) wjechała ciężarówka migając do skrętu w prawo. Skręcać jednak nie zamierzała, ale za to poruszała się z prędkością na oko 5 km/h. Postanowiłam ją wyprzedzić, ale jechało sporo samochodów, więc wlokłam się za nią oglądając się do tyłu, czy cały czas jadą. I dosłownie chwilę później jeden z samochodów zatrzymał siebie jak i cały sznureczek za sobą tylko po to, żebym ja mogła sobie pojechać. No wzruszające! Innym razem na podjeździe pod górkę jakiś pan mi pomachał. Bardzo miłe :-)

W samym Murten atmosfera wakacji. Miasteczko całkiem ładne. Kilka zdjęć telefonem poniżej







I jeszcze z samego jeziorka















Na zdjęciu  po prawej widać Mount Vully, z której podobno jest przepiękny widok na Alpy. Podobno, bo byliśmy tam z Bobem w niedzielę, ale niestety były chmury. Wczoraj z kolei postawiłam na relaksik nad wodą :-)


sobota, 6 sierpnia 2011

Szwajcarzy

Ostatnio byłam świadkiem całkiem ciekawego i chyba jak dla mnie niezwykłego zdarzenia. Impreza. Ale nie w klubie z obcymi ludźmi, tylko w domu wśród znajomych (dla jasności, ja akurat nie znałam prawie nikogo, ale mam podstawy sądzić, że byłam jedną z nielicznych takich osób).

Jedna z dziewczyn, które przyszły ma ze sobą gitarę i w pewnym momencie zaczyna na niej grać. Do tego śpiewa. Bardzo ładny i naprawdę miły głos. Tyle że jest jakaś 22-23 wieczorem, a ona śpiewa raczej do spania, ale to nie jest jeszcze takie niezwykłe :-) 
Po jakimś czasie przestaje grać, wyciąga z torby płyty i rozdaje. Pomyślałam - jakie to miłe! :-) Okazało się, że płyty są jej debiutanckim nagraniem. No naprawdę miłe... Tyle, że okazuje się oczywiście, że nie są to prezenty.. Chcesz płytkę? 25 franków... Po chwili płytki zbiera (od tych, którzy ich nie chcą kupić) i rozdaje w zamian ulotki reklamujące tę właśnie płytę. Może ktoś się namyśli... Szwajcaria... Myślę, że przeżyłam mały "szok kulturowy".

Ale jeszcze dziwniej poczułam się (a nawet chyba mnie to uderzyło) jak parę minut po tym owa dziewczynka bez żadnego problemu przegrała sobie płytkę DubFX-a... Można ją bez przeszkód kupić na stronie zespołu za 14 euro (obecnie frank stoi dosyć wysoko, więc to naprawdę sporo mniej niż te 25 franków)...

Pamiętam jak za pierwszym razem spotkałam się w pociągu z głuchoniemymi, którzy rozdają maskotki albo inne drobiazgi, po czym przechodzą jeszcze raz i zabierają je tym, którzy nie ofiarują pieniędzy...Nie wiem, ile miałam wtedy lat, ale chyba nie za dużo, bo pamiętam jak się ucieszyłam, że ktoś mi coś tak po prostu daje. A teraz stary człowiek i dalej naiwny :-)


Bob opowiedział mi kiedyś taki kawał (istotna uwaga: żart ten opowiadają o sobie Szwajcarzy):

Bóg pyta Szwajcara, co mógłby dla niego stworzyć. Ten odpowiada: Góry.
Bóg: Proszę, masz góry, chciałbyś coś jeszcze?
Szwajcar: Poproszę krowę.
Bóg: Masz i krowę.
Jakiś czas potem..
Szwajcar: Chciałbyś Boże spróbować mleka? Bardzo dobre.
Bóg: Chętnie - próbuje - bardzo smaczne. Może chciałbyś coś jeszcze ode mnie?
Szwajcar: Tak, 2 franki za mleko się należy.

czwartek, 4 sierpnia 2011

Szwajcaria patriotyczna

Taki krótki post zdjęciowy.. Poniżej obraz Szwajcarów patriotów (bo flagi wiszące przy każdym domu są chyba znane)

To są ciastka, dostępne codziennie (przynajmniej codziennie od miesiąca). Często w promocji, ale akurat tego dnia, którego robiłam zdjęcie nie... - zbliżał się 1szy sierpnia, więc pewnie cieszyły się popularnością.

To, w razie wątpliwości, jajka. Zastanawiałam się, co dzieje się ze wzorkiem, jak się je gotuje, ale Bob wyjaśnił mi, że są sprzedawane już na twardo!!


Furka Pass