czwartek, 10 stycznia 2013

Lodowy wschód

Postanowiliśmy nie powtarzać błędów z zeszłego roku i nie jeździć z uporem maniaka do Kanderstegu, aby tam przekonywać się o kiepskich warunkach lodowych. Tym razem pojechaliśmy na wschód. Pierwszego dnia - do znanego z zeszłego roku Sertig. Miejsce jest o tyle pewne, że położone na 2100 m n.p.m. O tyle ryzykowne, że w przewodniku opisane jako bardzo popularne. Ale w zeszłym roku w lutym poza nami był tam tylko jeden zespół, teraz natomiast pojechaliśmy poza weekendem, więc też nie było źle. Natomiast stan wydeptania podejścia świadczył o całkiem niedawnej popularności. I o ile w zeszłym roku narty były istotnym przyspieszaczem, o tyle teraz szybciej podchodziło się na butach. 
Sertig opisany w przewodniku ''Hot ice'' to mała arenka z sześcioma lodami od najtrudniejszego 75m za WI 5- po łatwiejsze i dłuższe. Najdłuższe mają 125 metrów wspinania. Nam udało nam się podziabać w sumie jakieś 230 metrów.

Poniższe zdjęcia z Sertig pochodzą z zeszłego roku.

Sertig Arena 

Widok na wioskę spod lodów


Bobek!

Wieczorny rzut oka na Sertig, Hoch Ducan (to skaliste po prawej) i lody  (poniżej tego skalistego)



Do tego w głębi doliny jest jeszcze jeden fajny nietrudny lodospad opisany tutaj. Razem z podejściem na nartkach i późniejszym zjazdem jest to naprawdę fajna wycieczka. 
Generalnie Sertig wygląda na ciekawy skiturowo rejon. Podchodząc w zeszłym roku pod lodospad w głębi doliny widzieliśmy wręcz tłumy. Potem, rozpoczynając wspinanie, słyszeliśmy  z kolei okrzyki radości zjeżdżających :-)

wycieczka w głąb doliny
jeden z krzyczących :-)





widok na Raettikon

Następnego dnia postanowiliśmy odwiedzić Safiental. Jest tam również wysoko położona (2020) ściana z dwunastoma drogami. Część z nich jest mikstowa. Z bliska widzieliśmy jedną taką oznaczoną trupią czaszką i faktycznie wyglądała dosyć trupio. Do tego wiele mówiąca nazwa ''Das Sterben ist aesthetisch Bunt''... 
Mimo to lodospadów tam całkiem sporo. Wszystkie w trudnościach około WI 3+. Aktualnie nie wszystkie były dobrze wylane, ale udało się miło powspinać na 130 metrowym Gletscherfall, który dzięki podwójnie 70metrowemu prezentowi ślubnemu zrobiliśmy w dwóch wyciągach :-)  Potem zjazd w dobrym śniegu na nartach aż do samochodu i kolejny udany dzień skompletowany.

W ogóle Safiental jest magicznym i strasznie romantycznym miejscem. Jedzie się tam samochodem lub autobusem! przez 30 killomentrów serpentyn. Wydaje się, że jest to koniec świata i że za chwilę dotrzemy to jakiejś zimnej ponurej lodospadowej dziury. Po czym niespodziewanie dolina się rozszerza, jest przepięknie, a do tego okazuje się, że są tam regularne miejscowości ze szkołą. Naprawdę niesamowite wrażenie! Gorąco polecam jak nie na wspinanie, to na wycieczkę. Naprawdę pierwszy raz byłam tutaj w takim miejscu.
Gletscherfaelle 
Gletscherfall

na stanowisku, w dole widać wioskę



przed nami drugi wyciąg

pierwszy wyciąg, widok z góry :-)





2 komentarze:

  1. Widzę, że bardzo świeżutki ten wpis :)
    Zdjęcia jak zwykle wspaniałe, aż chce się tam pojechać (no niestety na razie muszę siedzieć w szumie wiertarek i młotków).
    JT

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że musimy pojechać razem do wschodniej części w lecie. A tym czasem miłego remontu, o ile może być miły... pa!

      Usuń