środa, 19 czerwca 2013

Rawyl


W poprzedni weekend postanowiliśmy wspomóc naszą słowacką koleżnakę Nene i odwieźć ją wraz z bagażami i kotem na trzymiesięczny pobyt w Crans-Montana w Wallis. Ulica, na którą miesliśmy dotrzeć to Route du Rawyl. A skoro tak, to uznaliśmy, że trzeba sprawdzić jak wygląda łatwe wspinanie w Rawyl.
W przewodniku, którym dysponujemy rejon ten ma cztery gwiazdki z pięciu. Ale ponieważ Rawyl znany jest raczej z trudnego wspinania, nie wiadomo było, czy i dla nas coś pięknego się tam znajdzie. Szczęśliwie okazało się, że i owszem. Ale zanim o wspinaniu, same okoliczności przyrody są tam przepiękne. Po wjechaniu na 1770 m n.p.m., naszym oczom ukazuje się taki oto widok (dokładniej naszym konkretnie oczom ukazał się dopiero następnego dnia rano, bo wjeżdżaliśmy już po ciemku):


I widok na drugą stronę doliny:


Przepiękne miejsce do biwakowania, nie tylko zresztą dla wspinających się. Można pospacerować po  okolicznych szlakach lub po prostu poodpoczywać na zielonej łące w nieodległym towarzystwie kijanek (odpowiednio poźniej żabek :-)).



Jeśli chodzi o samo wspinanie, nasz przewodnik dał nam możliwość wyboru pomiędzy czterema sektorami z prawie 150 drogami. A jest tam tego podobno znacznie więcej. 
W sektorze Paradis z łatwiejszych dróg możemy polecić Ambition, Tête en l'air (w naszym przewodniku 6a+, ale było to całkiem trudne. Przy połączeniu dwóch wyciągów w jeden wychodzi 35 metrów wspinania) i Perile jaune. I gorąco polecamy sektor Virus! Naprawdę przepiękna skała. Tutaj obowiązkowo Il est ne le pouêt i Virus. Również obowiązkowo 70 metrów liny. No i niestety obicie opisane jako "gut +" oznacza, że na przykład na 30 metrów wspinania wystarczy 9 ekspresów. Tym, którym płynie czeska krew w żyłach to w zupełności wystarcza, innym może być trochę straszno :-)

Tu Bobek właśnie skończył pierwszy wyciąg Virusa (6b):

Sektor Virus widziany z zejścia - pod skały się schodzi.

Ktoś nieznajomy wspinający się po czymś trudniejszym


I rzut oka na skały na pożegnanie



A że upał zrobił się niemiłosierny, ochrzciliśmy naszą ślubną łódeczkę w drodze do domu :-)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz